nr katalogowy: 53
Estymacja:
50 000 – 60 000 PLNCena wylicytowana:
42 000 PLNolej, aksamit
147 x 112 cm
sygnowany na odwrocie p.g.” 38 XIX 1793”, „1992 E. Dwurnik Niech żyje wojna!”
Proweniencja:
Wystawiany:
„[…] Edward Dwurnik maluje epopeję polskiej historii najnowszej. Jest sugestywnym i często sarkastycznym portrecistą Polski epoki Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego. Za sprawą jego obrazów kanon naszej zbiorowej wyobraźni wzbogacił się o cały zastęp nowych bohaterów: zszarzałych urzędników z teczkami, »sportowców« w waciakach i czapkach-uszankach, strajkujących robotników z husarskimi skrzydłami i wiele jeszcze innych wątków i motywów, których porywający rejestr zestawiła w tekście „Cywilizacja polska” Edwarda Dwurnika Dorota Folga-Januszewska. Może paradoksalnie, »polskie« malarstwo artysty najtrafniej charakteryzowali kilka lat temu niemieccy recenzenci jego wystawy, pisząc: »Trudno znaleźć współcześnie malarza europejskiego, którego świat obrazów tak konsekwentnie rozwijałby się z sąsiedzkich relacji do ludzi własnego kraju«, podkreślając przy tym wielką siłę perswazyjną
jego technik narracyjnych: wielowarstwowość, rozbudowaną metaforykę, alegoryczne konfiguracje, wizjonerskie symbole. I gdyby tylko ten aspekt twórczości artysty brać pod uwagę, jest on postacią nie do pominięcia w historii polskiej sztuki współczesnej”.
Niezwykle płodny i odznaczony wieloma nagrodami artysta, Edward Dwurnik, skończył studia na ASP w Warszawie (Wydział Malarstwa, aktualnie także i Rzeźby). Wypracował własny, niezwykle oryginalny i mocno rozpoznawalny styl: w formie jakby niedopracowany, elektryzujący pulsującą i kontrastową barwą, schematycznym rysunkiem z wyraźną, acz pośpiesznie prowadzoną linią. Nazywany nieraz „malarzem PRL-u”: miast, ludzi, wśród których wyróżnić można wiele typów (inżynier, robotnik, pijak), to przede wszystkim malarz polityczny – codzienność okazuje się tematem trudnym, ale bardzo pochłaniającym, a wyolbrzymienie codzienności pozwala dostrzec jej absurdalność, nieoczywistość, piękno i brzydotę zarazem.
„Dwurnik, tak jak Hansen i KwieKulik, chciał dotrzeć do najszerszego grona odbiorców i był przekonany, że sztuka jest sprawą codzienności. Zapewne dlatego – jak sam wspomina – postanowił zaraz po studiach zostać »malarzem-wędrowniczkiem i sprzedawać na ulicach«.
Pastisz i dekonstrukcja, zasadnicze elementy kultury postmodernistycznej, pojawiły się już na początku lat 70. w jego zaskakującym malarstwie. Jego obrazy ośmielały się przełamywać różne tabu, w tym nonszalanckie zawłaszczenie socrealizmu i kultury socjalistycznej, która dla luminarzy naszej sztuki, wysyłanej wówczas na międzynarodowe przeglądy, miała być niewidoczna i wstydliwa. Dwurnik nie tylko przełamywał szlachecko-inteligencki etos (zwracał uwagę na klasowe i materialne rozwarstwienie społeczne, a gęby tzw. zwykłych ludzi w jego dosadnym ujęciu były prawdziwymi »innymi« – nieomal kosmitami, kimś w rodzaju nieokrzesanych wieśniaków z Pogrzebu w Ornans Gustave’a Courbeta), ale także nie uważał, że zajmowanie się malarstwem służy zaprzeczaniu przemianom współczesnej sztuki. Jest to malarstwo, które może być postawione obok desublimacyjnych procedur soc-artu KwieKulik, etnograficznych badań Anny i Romualda Kuterów oraz Jana Świdzińskiego, które niosło w sposobach prezentacji potencjał wywrotowy w stosunku do white cube’a”.
Wbrew częstokrotnemu nagromadzeniu detali, przepełniania płótna obiektami, postaciami, rozgrywającymi się w jego obrębie sytuacjami, praca „Niech żyje wojna” z 1992 operuje przestrzenią, przejrzystością motywów i treści, która ma miejsce żeby się formować właśnie w obszarach absorbującej pustki. Prezentowy obraz został wykonany w niezwykle rzadkim zestawieniu – olej na aksamicie.