[…] Mariaż z awangardą
Głębsza relacja z dziełem — jak na długoterminową inwestycję przystało — powinna rozpocząć się podręcznikowym zauroczeniem i tym razem nietrudno o ten typ wrażeń, bo wystawiana w Librze abstrakcja jest niewątpliwie bogata: kolorystycznie żywa, mieniąca się punktami soczystych plamek, połyskująca fragmentami jak powyginane płachty blachy.
Czy nie można na tym poprzestać, bo w dobrym tonie jest wysnuwanie ze sztuki rozdętej interpretacji? Nie do końca, bo malarstwo prof. Węgłowskiego, owszem, otwiera przed odbiorcą swoją tajemniczo niewypowiedzianą duchowość, ale daje się też opisać czytelną obserwacją: artysta pokazał na obrazie wewnętrzne światło. Wewnętrzne, choć nie rodem z tomiku poezji na jesień, tylko dosłownie — jakby promieniujące ze środka dzieła, przebijające się przez warstwy farby zza płótna i ściany. Emanują nim wysokorozciągające się prace z lat 80-90, a nawet z dekady bieżącej, dzięki czemu wystawa rodzi w głowie pytanie, czy mowa właściwie o sztuce najnowszej, czy może dojrzałej albo w ogóle godzącej sprzeczności bez najmniejszego zawahania.
— Sztuka prof. Węgłowskiego kontynuuje, moim zdaniem, pewne wątki rozpoczęte przez awangardę w połowie XX wieku i w tym sensie jest tradycyjna — patrzymy przecież na obrazy bardzo współczesne, a w niczym niepodobne np. do prac Wilhelma Sasnala czy autorów definiujących stylistykę najnowszą. Jeśli przeprowadzilibyśmyankietę wśród kolekcjonerów, datowaliby te dzieła prawdopodobnie na lata 70. czy pierwszą połowę lat 80. — komentuje Jan Grochola z warszawskiej Libry, pokazując na wystawie, że malarstwo wprawnie oszukiwać może nie tylko zegary, ale również zbyt rozleniwione gałki. […]
Czytaj cały artykuł tutaj
Wystawa został przedłużona do 14 września.
Zobacz listę obiektów Apoloniusz Węgłowski. Malarstwo
