Fragment tekstu „Sztuka opanowania środkowego palca” opublikowanego 9 marca 2020 w internetowym wydaniu czasopisma „Wprost”:

[…]
16 marca na aukcji w samym centrum Warszawy zadebiutują trzy nazwiska znane dotychczas z sal muzealnych – Malinowska, Wollenberg-Kluza, a także Rosenstein, której malarstwo gościło już co prawda w katalogach, ale raczej nie doprowadzało do tak dramatycznego rozlewu czerwonej farby.
Ocalała z getta autorka, w której uszach na trwałe zastygło wołanie mordowanych rodziców, zasłynęła przecież dorobkiem tak niedosłownym i surrealnym, że zamiast tuby do krzyczenia pełnił raczej rolę „etui na milczenie”, jak pisała w wierszu. Wystawiony w stołecznej Librze obraz może mieć wartość nawet 300 tys. zł, mimo że nikt nie przypisałby go śmiało Ernie Rosenstein po samych jedynie walorach formalnych: gładko odmalowany Bierut góruje nad starannie udrapowaną flagą, a schludna sala oficjalnego spotkania topi się w czerwieni surowego mięsa jak w fotograficznej ciemni. Płótno do bólu w socrealistycznej konwencji powstało w 1954 r. tuż po tym, jak artystka spotkała się z oficjalną naganą za niedostosowanie się do systemowych wymogów przyprawiających robotników o sztandary, a robotnice o ciężkie nogi.– Do tej pory uważano, że tego typu praca Erny Rosenstein – w stylistyce socrealizmu – nigdy nie powstała. Eksperci są zgodni, że jest unikatowa i to pod bardzo wieloma względami – jako jedno z nielicznych ocalałych dzieł przedstawiać może samą autorkę, siedzącą u brzegu stołu w liliowym ubraniu. Płótno trafiło do nas z kolekcji prywatnej w Niemczech, wcześniej należąc do zbiorów Gizeli Szancerowej, dyrektorki Zachęty pozostającej w przyjaźni z artystką – komentuje Iwona Wojnarowicz z domu aukcyjnego Libra. Mimo silnie lewicowych poglądów, malarka zarzucała partyjnej formule miałki schematyzm, który dyskretnie wytknęła w obrazie, pozbawiając towarzyszy rysów twarzy, a przydając im maski płaskie jak szare lustro posadzki.

Czy obraz ten nawiązuje bezpośrednio do zebrania, na którym Rosenstein otrzymała naganę partyjną? Wtedy osobą przemawiającą mogłaby być Leokadia Bielska-Tworkowska (1901–1973), która jako jedyna wstawiła się za Erną. Obranie tego klucza interpretacyjnego wyjaśniałaby zauważalne podobieństwo postaci młodej kobiety w liliowej bluzce do malarki. […] Czytaj więcej w katalogu aukcji

Premiera to forma żeńska

O ile rozpoznawalność dorobku Erny Rosenstein jest wśród kolekcjonerów niekwestionowana, nadchodząca aukcja wniesie też w notowania twórczość zaprzyjaźnionej z nią autorki urodzonej tuż po wojnie. Wysokie na niemal 1,5 metra „Przebudzenie” Marii Wollenberg-Kluzy nabiera w tym kontekście dodatkowej, bieżącej warstwy znaczeniowej – czy rynek zdoła docenić dojrzałą, wielowątkową twórczość artystki, której nie podtykała jeszcze nikomu żadna machina promocyjna?

Maria Wollenberg-Kluza (ur. 1945), Przebudzenie, z cyklu „Ona i On” (1991), nr kat. 9

Maria Wollenberg-Kluza jest spadkobierczynią polskiego koloryzmu, ale sięga też głęboko do mitologii i sfery duchowej. Jest zdania, że sztuka malarska powinna czerpać z innych dziedzin kultury i łączyć się z nimi płynnie – z poezją, muzyką, tańcem czy teatrem. Licytacja zaplanowana na 16 marca będzie jej aukcyjnym debiutem, co wielu z nas otwiera w pewnym sensie oczy: fakt, że jej nazwisko nie należało do pierwszej dwudziestki promowanej na rynku od dawien dawna, nie oznacza, że jej dorobek nie jest równie dobry – zwraca uwagę Iwona Wojnarowicz, wyliczając na palcach jednej dłoni szerzej rozpoznawalne, rodzime XX-wieczne autorki. Pytana o kolejne świeże dla aukcyjnego rynku nazwisko, ekspertka wymienia Małgorzatę Malinowską, znaną dotychczas pod zlepkiem słów Kijewski-Kocur.

Ikona czasów popkultury

Prace tego artystycznego duetu – tworzącego nawet w takich rzeźbiarskich materiałach jak żelki Haribo czy klocki Lego – posiadają w zbiorach wszystkie główne muzea nad Wisłą, tymczasem ostatnia instalacja, jaką artystka wykonała w swoim życiu, będzie jednocześnie pierwszą, która trafi do głośnego aukcyjnego obiegu. Podobnie jak twórczość Marii Wollenberg-Kluzy praca dotyka sfery wyznaniowej i zupełnie jak karminowy obraz Erny Rosenstein niesie pewną krytyczną gorycz.

Małgorzata (Kocur) Malinowska, Kto włada Włócznią Przeznaczenia dzierży w dłoniach losy świata, 2015, nr kat. 10

Sącząca błękitne światło instalacja „Kto włada Włócznią Przeznaczenia dzierży w dłoniach losy świata” ma szacunkową wartość powyżej 100 tys. zł, a nawiązuje do snutej w średniowieczu legendy o broni św. Maurycego, której grot wieńczy gwóźdź pamiętający Chrystusową mękę.
>– Patrząc na te neonowo podświetlone krzyże, trudno nie zauważyć, że praca ma bardzo mocne podłoże symboliczne i skłania przede wszystkim do przemyślenia, gdzie kończy się sztuka wysoka i jak bardzo potrafi graniczyć z kiczem. Czy zauważaliśmy do tej pory, że sztuka religijna balansuje na tej granicy regularnie? Owocem tych analiz jest właśnie ta instalacja – co ciekawe, po raz pierwszy zaprezentowana była przy Grobie Pańskim w kościele Wizytek, a dokumentacja utrwala, jak wierni modlą się przy niej, czuwając – dodaje Iwona Wojnarowicz. Sama artystka zadawała pytanie wprost, choć nie tonem, przy którym wielkanocna dekoracja bolałaby odmawiających pacierz: czy kicz dewocjonaliów, otaczanych w końcu kultem i skupieniem, swoim estetycznym wyrazem nie bluźni czasem równie sprawnie jak zadomowiony w niskiej kulturze, środkowy palec?

Premium WordPress Themes Download
Premium WordPress Themes Download
Download WordPress Themes
Download WordPress Themes
udemy free download
download mobile firmware
Premium WordPress Themes Download
online free course