Czas trwania: 1.08 - 13.09.2020
Dorota Grynczel to wyjątkowa postać, która zapisała się na kartach historii sztuki m.in. jako znakomita twórczyni tkanin
artystycznych, malarka cyzelersko opracowująca najmniejszy detal i pierwsza w dziejach rektorka ASP w Warszawie. Studiowała
w pracowni prof. Jana Tarasina i prof. Wojciecha Sadleya, ale osobą, która wywarła na niej szczególnie wielki wpływ był
niewątpliwie prof. Stefan Gierowski.
Nie można jednoznacznie podzielić jej życia artystycznego na pracę nad tkaninami i malarstwem, ponieważ u źródeł
każdej z tych dziedzin leżało umiłowanie przyrody, światła i przestrzeni, a prace nad nimi przebiegały co prawda fazami, ale
nigdy w kontraście względem siebie.
Według Bożeny Kowalskiej to wyroby tkackie zasługują na miano innowacyjnych. Jest to tym bardziej frapujące, że sama
artystka twierdziła coś wręcz odwrotnego:
„(…) było ono [malarstwo] znacznie bardziej nastawione na poszukiwania niż tkanina. W niej miałam dość szybko rozwiązaną
sprawę przestrzeni, w której mogłam spokojnie budować interesujące mnie sprawy. W malarstwie musiałam bardzo długo
szukać, dokładniej to przemyśleć, więcej pracować i wielokrotnie coś zrobić – pochłaniało to wiele czasu. Ale jednocześnie mnie
budowało. Walka o malarstwo dawała dużo satysfakcji, wpływała też na tkaninę. Pomagała w uświadomieniu wielu różnych
rzeczy, do których inaczej bym nie doszła.”* Praca z haftem miała być bardziej swobodna, a malarstwo zdyscyplinowane
rygorem regularnych wypukłości.
Najwcześniejsze zachowane tkaniny pochodzą z okresu końca studiów Grynczel tj. 1977 r. Pragnienie uzyskania przezroczystości,
a tym samym światła, poprowadziło ją przez szereg eksperymentów, od prób wykorzystania filcu czy folii, przez zauroczenie
się chińską techniką obustronnego haftu, aż do odkrycia siatki. To właśnie ten ostatni materiał dzięki swojej ażurowości został
uznany za idealny dla jej potrzeb.
Techniki i strategie działania obrane zarówno w tkaninie, jak i malarstwie cechowały się ogromem pracochłonności. Jak to
artystka wyraźnie zaznaczyła, w jej sztuce forma zawsze wiedzie prym nad kolorem. Nie było w nich miejsca na przypadek,
podobnie jak na niedopracowanie. Między innymi uwielbienie dla precyzji i porządku sprawiło, że jej działania łączone były
ze sztuką geometryczną, ale nie ze względu na fascynację matematyką a raczej poszukiwanie nadrzędnego sensu, w czym
przejawia się panteistyczne uwielbienie dla natury.
Sam kolor pojawił się w latach 80. w tkaninie, z czasem wkraczając w pole obrazów. Zdominowane przez szarości malarstwo
z akcentami zieleni i czerwieni odeszło do przeszłości, a prym zaczął wieść wszechobecny błękit. Autorkę miał uwieźć jego
potencjał do podkreślania transparentności i haptyczności, a także wzmagania światła. „Dla mnie jest to kolor, o którym można
powiedzieć, że nie ma ani początku, ani końca… Nie ma ram czy jakiegoś innego otoczenia – jest gdzieś w przestrzeni…” **
W czym przejawiają się kolor, przestrzeń i światło w malarstwie Doroty Grynczel? Przede wszystkim sprawuje ona pełną
władzę nad barwą po mistrzowsku realizując gradacje jej waloru. Pozwala to na wykorzystanie pełni potencjału koloru, co nie
byłoby możliwe bez ogromnej wrażliwości malarki. Zmiana natężenie następuje zwykle w dwóch kierunkach – plamy ulegają
rozjaśnieniu lub ciemnieniu, dzięki czemu cała kompozycja nabiera płynności, a nawet nieco organicznego charakteru – zdaje
się pulsować, tętnić wewnętrzną siłą. Wypracowanie takiego efektu nie byłoby możliwe bez rzadko spotykanej konsekwencji
w działaniu. Z kolei przestrzeń budowana jest na bazie kontrastowego zestawienia żmudnie kształtowanych rowków i gładkiej
powierzchni płótna. Fakturalne partie są w wielu pracach przecinane gładkimi pasami, które dynamizują lub też uspakajają
kompozycję. Ostatnim, lecz nie mniej ważnym elementem jest światło. Ma ono dwa źródła: pierwsze jest wewnętrzne, czyli
namalowane, na które składają się walorowe przejścia barwne, ale i skonstruowane drobne wypukłości, rytmizujące kompozycję
oraz poddające ją dodatkowym doznaniom światłocieniowym. Drugie, zewnętrzne, to światło słoneczne, które padając na
prace o wysokim potencjale światłoczułym każdorazowo zdaje się niejako kreować dana pracę na nowo.
Te trzy wymienione elementy pełnię wyrazu zdobywają dopiero współdziałając. rozdzielanie ich jest zabiegiem sztucznym,
który nie jest w stanie oddać sensu tych prac. Grynczel udało się przy minimum wykorzystanych środków osiągnąć maksimum
efektów. Każda z jej prac zdaje się stanowić niezależny obraz świata – jego syntezę – hipnotyzującą widza, bezlitośnie go
pochłaniającą, odkrywającą przed nim nowy wymiar rzeczywistości.
Karolina Greś
* „Dorota Grynczel. Twórczość”, pod red. dr. Rafała Kowalskiego, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, Warszawa 2017, s. 60-61
** „Dorota Grynczel. Twórczość”, pod red. dr. Rafała Kowalskiego, Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, Warszawa 2017, s. 56